Moja sąsiadka miała piękny jubileusz 90-lecia urodzin. Postanowiłam złożyć jej życzenia, ale po wejściu do jej domu prawię się rozpłakałam
Wczesnym rankiem, kiedy słońce ledwo przebijało się przez szare chmury, przypomniałam sobie, że dziś moja sąsiadka, pani Helena, kończy 90 lat. Zdecydowałam się odwiedzić ją osobiście, by złożyć życzenia. Choć mieszkamy blisko, nie widywałam jej często. Zawsze wydawała mi się trochę tajemnicza, trochę zdystansowana. Ale dzisiejszy dzień był wyjątkowy. Taki wiek to przecież powód do dumy, a kto inny, jak nie ja, powinien to docenić?
Pierwsze kroki…
Pukając do jej drzwi, miałam w sobie mieszankę niepewności i ciekawości. Otworzyła niemal natychmiast, jakby na kogoś czekała. Uśmiech rozświetlił jej twarz, choć oczy… były inne. Smutne.
— Ach, kochana! Jak miło, że przyszłaś. Dziękuję ci, dziękuję… — powiedziała cicho, a ja od razu poczułam, że coś jest nie tak. W jej głosie brzmiała nie tylko wdzięczność, ale i samotność. Weszłam do środka i to, co zobaczyłam, przerosło moje wyobrażenia. Wnętrze jej domu było ciche, puste. Ani jednej kartki z życzeniami, ani jednego kwiatka, żadnego śladu, że dziś obchodzi swój jubileusz. Byłam pierwszą osobą, która tego dnia do niej przyszła.
Samotność, którą trudno zrozumieć
— To nie możliwe, że nikt inny jeszcze cię nie odwiedził! — powiedziałam, starając się ukryć szok.
— Cóż, lata lecą, a ludzie… ludzie mają swoje sprawy. Zapomnieli. — Jej słowa przebiły mnie jak ostrze. Jak to możliwe, że nikt, nawet jej dzieci, nie znalazł czasu, by choćby złożyć telefoniczne życzenia? Jak to możliwe, że w tak ważny dzień została sama?
— To przecież 90 lat, powinni wszyscy o tobie pamiętać! — mój głos drżał, złość rosła we mnie.
Helena jednak tylko pokiwała głową, jej uśmiech wydawał się blady. — Zobaczysz, życie bywa różne. Na starość człowiek staje się niewidzialny. Przestaje istnieć dla innych.
Przy kawie rozmawiałyśmy jeszcze długo. Dowiedziałam się wtedy więcej, niż mogłam się spodziewać. Helena żyła samotnie, ale miała swoje powody. Nie chciała być ciężarem dla dzieci, odsunęła się sama, a teraz płaciła za to cenę. Roman… cóż, kiedyś rzeczywiście był jej przyjacielem, ale z czasem ich relacja przerodziła się w coś innego. Zaskoczyło mnie, jak wiele osób może być wokół nas, a jednocześnie jak łatwo można zostać samemu.