Moja bratowa postanowiła zmienić moje życie w piekło. Najgorszy koszmar zaczął się, gdy zaszła w ciążę.

Kiedy moja bratowa wprowadziła się do naszego domu, wszystko zaczęło się od tego, że rozstała się z ojcem swojego dziecka. Ich związek od dawna się sypał, ale kiedy zaszła w ciążę, myślałam, że może to jakoś ich zbliży. Nic bardziej mylnego. On odszedł bez słowa, a ona, szukając wsparcia, postanowiła zamieszkać z nami. Na początku myślałam, że to tylko tymczasowe, że pomożemy jej się ogarnąć, stanąć na nogi, a potem znajdzie swoje miejsce. Ale szybko zrozumiałam, że moje życie zamieni się w koszmar, gdyż bratowa miała inne plany.

Początek problemów

Zaczęło się niewinnie. Bratowa wpadała na weekendy, a po kilku miesiącach praktycznie zamieszkała z nami na stałe. Nie miałam odwagi zapytać, kiedy zamierza się wyprowadzić, bo jej sytuacja była trudna, a ona nieustannie przypominała, że „nie ma się gdzie podziać”. Ojciec dziecka nie był w ogóle obecny – ani w jej życiu, ani w życiu nienarodzonego jeszcze dziecka. Wiedziałam, że ma teraz ciężko, więc starałam się być wyrozumiała. Ale z każdym dniem zaczynało się to wymykać spod kontroli.

Ciąża – początek końca

Kiedy bratowa oznajmiła, że jest w ciąży, miałam nadzieję, że przynajmniej przestanie narzekać na swoje problemy z byłym partnerem. Niestety, to, co miało być radosnym momentem, stało się początkiem jeszcze większego koszmaru. Od tego momentu zaczęła traktować ciążę jak przepustkę do tego, by każdy spełniał jej wszystkie zachcianki. „Jestem w ciąży, musisz mnie zrozumieć” – słyszałam niemal codziennie, kiedy narzucała swoje zasady w moim własnym domu.

Nie tylko oczekiwała, że będziemy spełniać każdą jej prośbę, ale też zaczęła reorganizować nasze życie, jakbyśmy wszyscy musieli dostosować się do jej potrzeb. Mój dom stał się jej domem, a moje decyzje przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.

Wybuch napięcia

Kulminacją jej bezczelności było to, gdy postanowiła wprowadzić zmiany w naszym mieszkaniu, przygotowując przestrzeń dla swojego przyszłego dziecka, bez konsultacji ze mną. Zaczęła przynosić do domu meble dla dziecka, zmieniać układ rzeczy w salonie, jakby to wszystko należało do niej. Kiedy w końcu odważyłam się zapytać, czy nie uważa, że przesadza, usłyszałam coś, co sprawiło, że poczułam się jak intruz w swoim własnym domu.

– Przecież to dla dziecka – odpowiedziała, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. – Ty też powinnaś zrozumieć, jak ważne są zmiany w takim czasie.

– W moim domu? – zapytałam, starając się zachować spokój. – Chyba zapominasz, że to jest moje mieszkanie. Masz tu swoje miejsce, ale nie możesz po prostu robić, co ci się podoba.

– Jesteś zazdrosna, że to ja będę miała dziecko – odpowiedziała, z wyższością patrząc mi w oczy.

Co dalej?

Nie mogłam uwierzyć, że posunęła się tak daleko. Nie chodziło już o wsparcie dla niej, a o całkowitą utratę kontroli nad własnym życiem i przestrzenią. Czy powinnam była od razu postawić granice? Czy to ja byłam zbyt wyrozumiała?

W tym momencie wiedziałam, że coś musi się zmienić, ale nie byłam pewna, jak to rozegrać. Ostatecznie to ona miała się wyprowadzić – pytanie tylko, kiedy i czy będzie gotowa na taką rozmowę.

A Ty? Jak byś postąpił na moim miejscu? Czy postawiłbyś bratową na swoim miejscu od razu, czy też próbowałbyś zrozumieć jej sytuację? Czekam na Twoje zdanie w komentarzach na Facebooku!