„Gospodyni, kiedy ten obiad?” – zapytali robotnicy w trakcie wymiany okna w mieszkaniu
– Alina, no wyobraź sobie, że ci robotnicy nalegali, abym ich nakarmiła. Normalnie obiad chcieli! Natychmiast zadzwoniłam do ich przełożonych i zgłosiłam sprawę. Niedawno wymieniali okno w pokoju syna. Mąż był w pracy, syn na uczelni, a ja, zanim przyjechali, pozamykałam drzwi do innych pomieszczeń, żeby mi się za bardzo nie rozglądali. Wiesz, u mnie jest czysto, ale nie lubię, jak obcy ludzie kręcą się po domu. Trzech mężczyzn przyszło, żeby wymienić okno, i już od progu witali się głośno, jakbyśmy się znali od lat.
Byłam trochę zdezorientowana całą sytuacją. Cały czas byli głośni, a ja tego u ludzi nie toleruję. No i ciągle próbowali się spoufalać, co mi absolutnie nie pasowało, bo widziałam ich pierwszy raz w życiu. Ale potem było tylko gorzej.
Jeden z mężczyzn podszedł do zamkniętych drzwi, otworzył je i zapytał:
– Tu zmieniamy okno czy nie tutaj? – i zanim zdążyłam odpowiedzieć, otworzył drzwi do kolejnego pokoju!
– Dlaczego otwiera Pan drzwi? – zapytałam ostro. – Przecież widzi Pan, że są zamknięte. Najpierw trzeba zapytać, zanim tak sobie otwierasz. Nie jesteś u siebie w domu, a ja zaraz pokażę, gdzie wymienić okno.
Wyobraź sobie, że to trwało prawie pięć godzin. A mogliby skończyć dużo szybciej, gdyby tak często nie wychodzili na papierosa. I na końcu, kiedy już pakowali swoje narzędzia, pomyślałam, że wstawię czajnik na kawę, pożegnam ich i w spokoju wypiję kawę, zanim zabiorę się za sprzątanie tego bałaganu, który zostawili w pokoju syna.
Nagle ten sam facet, który otwierał drzwi, zajrzał do kuchni i powiedział:
– Widzę, że wstawiasz wodę. To czym nas poczęstujesz w ramach obiadu?
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę!
– Nie stawiam czajnika z wodą dla was. Nie wiem, co będziecie jeść na obiad – pewnie to, co wasze żony wam przygotują – odpowiedziałam ostro.
– Pracowaliśmy tu prawie pięć godzin, jesteśmy zmęczeni i głodni. Inni klienci zawsze nas czymś częstują. A gdybyśmy wstawiali kilka okien i bylibyśmy tutaj do wieczora, to też mielibyśmy głodować?
Zerknęłam na niego i odpowiedziałam spokojnie, ale stanowczo:
– Również nie podałabym wam ani obiadu, ani kolacji. Przyszliście tutaj do pracy, a nie na spotkanie towarzyskie. Za pracę wam płacę, a o obiad powinniście zadbać sami.
Wyszli z mojego mieszkania wściekli. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką bezczelnością! Czy oni myśleli, że nakryję im do stołu i zaserwuję obiad? Zawsze, gdy ktoś u mnie pracował, robotnicy przynosili swoje jedzenie i prosili najwyżej o herbatę.