Kiedy odwiedzają mnie dzieci jestem szczęśliwa. Są dobre i miłe, jednak jest w ich zachowaniu coś, co nie daje mi spokoju.

Kiedy odwiedzają mnie dzieci, czuję ogromną radość. To chwile, na które czekam z utęsknieniem. Są dobre, miłe, pełne szacunku. Jednak jest coś w ich zachowaniu, co nie daje mi spokoju, coś, co sprawia, że nie mogę w pełni cieszyć się ich obecnością. Może to drobiazg, który inni uznaliby za niewarty uwagi, ale ja czuję, że coś jest nie tak.

Idealny dom, idealna matka

Zawsze staram się, by ich wizyty były idealne. Dom błyszczy, łóżka są pachnące, lodówka pełna ich ulubionych przysmaków. Wszystko przygotowane na ich przyjazd. Czasem mam wrażenie, że próbuję być taką matką, jaką była dla mnie moja mama – cichą bohaterką, która nigdy nie skarżyła się na zmęczenie. Ale z każdym rokiem coraz bardziej czuję, że coś we mnie pęka.

Dzieci przyjeżdżają z uśmiechami, siadają przy stole, jedzą obiad, który przygotowałam, po czym znikają w swoich światach. Telewizor, spacer, zabawa z dziećmi. A ja? Zmywam po obiedzie, przygotowuję kolację, pilnuję wnuków. To dla nich normalność, ale dla mnie staje się to coraz trudniejsze.

Przemilczana prawda

Zastanawiam się, czy kiedykolwiek zauważyli, że nie proszę ich o pomoc. Może wychowałam ich na osoby, które uważają, że matka powinna zawsze wszystko robić sama? Boję się powiedzieć im, że potrzebuję wsparcia. Co by sobie pomyśleli? Czy przestaliby mnie odwiedzać? A może po prostu uznaliby to za przesadę?

Jednak w środku coś we mnie krzyczy: „Pomóżcie mi!” Nie jestem już młoda. Każdy ich przyjazd to dla mnie wyzwanie, które z trudem znoszę. Czuję się winna, że zamiast radości, odczuwam zmęczenie i frustrację.

Nieunikniona kłótnia

Ostatnio, podczas jednej z wizyt, coś we mnie pękło. Gdy córka po raz kolejny zostawiła po sobie bałagan w kuchni, a syn spokojnie siedział przed telewizorem, nie wytrzymałam. – Czy naprawdę nie widzicie, że nie mam już siły robić wszystkiego sama? – zapytałam z irytacją, choć starałam się opanować. Córka spojrzała na mnie zdziwiona. – Przecież zawsze mówiłaś, że to nie problem. Dlaczego teraz robisz scenę?

Słysząc to, poczułam, jak narasta we mnie złość. – Bo już nie mogę! Jestem zmęczona! Czy to tak trudno zauważyć? – W domu zapanowała cisza. Dzieci wymieniły zdziwione spojrzenia. Chyba nigdy nie przyszło im do głowy, że mogę być wyczerpana. Po chwili córka odpowiedziała chłodno. – Jeśli ci to przeszkadza, moglibyśmy po prostu przestać przyjeżdżać.

Te słowa były jak cios. Przestać przyjeżdżać? Tego się obawiałam. Ale z drugiej strony, czy to sprawiedliwe, że każda wizyta przypomina wyścig z czasem i bólem pleców? Czy źle zrobiłam, mówiąc im o moich uczuciach?

Jak wy byście postąpili na moim miejscu? Czy warto przemilczać swoje zmęczenie dla spokoju rodzinnego, czy lepiej otwarcie powiedzieć, co nas boli? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku.