Myślałem, że ożeniłem się z marudą, która nie znosi dzieci. Kiedy dowiedziałem się prawdy, nie mogłem powstrzymać łez

Na początku naszego związku wszystko wydawało się idealne, aż do dnia, gdy temat dzieci pojawił się w naszych rozmowach. Moja żona nagle zmieniła się nie do poznania – każda wzmianka o dzieciach powodowała jej wybuch gniewu. Nie rozumiałem, co mogło być tego przyczyną… 

Przez lata próbowałem poruszać ten temat, ale zawsze kończyło się na awanturach i nieporozumieniach. Byłem przekonany, że nie chce mieć dzieci, że jest po prostu egoistką. Dopiero pewnego wieczoru wszystko się wyjaśniło i moje serce zostało złamane na milion kawałków…

Początek problemu

Od samego początku naszego związku miałem jedno marzenie – zostać ojcem. Moja żona, Marta, wydawała się być idealnym partnerem. Była ambitna, opiekuńcza i miała ogromne poczucie humoru. Wiedziałem, że z nią chcę spędzić resztę życia. Niestety, kilka miesięcy po ślubie wszystko zaczęło się psuć. Zaczęło się od małych rzeczy – komentarzy, że dzieci to obowiązek, że niszczą życie rodziców, a potem te sporadyczne komentarze zamieniały się w coraz bardziej agresywne wypowiedzi. Nie mogłem tego zrozumieć.

Za każdym razem, gdy próbowałem poruszyć temat powiększenia rodziny, Marta wpadała w szał. Tłumaczyła, że dzieci to tylko kłopot i nie chce tego wszystkiego. Przez kilka lat temat dzieci w naszym domu stał się zakazany. Unikałem go jak ognia, bo wiedziałem, że kończy się to tylko awanturą.

Intrygujące zachowanie Marty

Co dziwniejsze, z biegiem czasu zacząłem zauważać, że Marta dziwnie reagowała na widok innych dzieci. Raz, gdy spotkaliśmy naszych znajomych z ich noworodkiem, zobaczyłem, jak uśmiecha się do dziecka, gdy nikt nie patrzył. Ale kiedy tylko zauważyła, że zwracam na to uwagę, momentalnie spochmurniała i wyciągnęła mnie z tego spotkania jak najszybciej.

Innym razem, gdy przypadkiem przechodziliśmy obok placu zabaw, zauważyłem łzy w jej oczach. Jednak gdy zapytałem, co się stało, odwróciła się do mnie plecami i rzuciła gniewnie: „Nie mieszaj mnie do tego!”. Czułem, że coś ukrywa, ale nie mogłem dojść, co dokładnie.

Awantura, która zmieniła wszystko

Przez te lata zaczynałem myśleć, że Marta po prostu nie znosi dzieci, że jest osobą, która myśli tylko o sobie. Wielokrotnie próbowaliśmy rozmawiać, ale każda próba kończyła się wielką kłótnią. Byłem bliski podjęcia decyzji o rozwodzie. Myślałem, że nie potrafię żyć bez dziecka, a ona nie potrafi żyć z myślą o byciu matką.

Wszystko zmieniło się pewnego wieczoru, kiedy po jednej z naszych awantur Marta po prostu wybuchła płaczem. Złapałem ją za ramiona i krzyknąłem: „Dlaczego nienawidzisz dzieci?! Dlaczego nie chcesz ich mieć ze mną?!” To wtedy jej twarz zrobiła się biała jak kartka papieru, a ona upadła na kolana, trzęsąc się od łez.

Prawda, której nigdy się nie spodziewałem

W tamtym momencie dowiedziałem się czegoś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Marta wyznała mi, że kilka lat przed naszym ślubem była w ciąży. Był to dla niej niesamowicie trudny czas, bo ojciec dziecka porzucił ją tuż po tym, jak dowiedział się o ciąży. Marta z ciężkim sercem zdecydowała się na aborcję. Opowiadała mi to przez łzy, mówiąc, że nie miała wtedy wsparcia, pieniędzy ani siły, by wychować dziecko sama.

To doświadczenie zostawiło w niej tak głęboki ślad, że za każdym razem, gdy temat dzieci pojawiał się w naszym małżeństwie, wszystkie traumy z przeszłości wracały ze zdwojoną siłą. To dlatego była tak zamknięta, dlaczego nigdy nie chciała rozmawiać o dzieciach. Nie była egoistką, była po prostu przerażona i przygnieciona poczuciem winy.

Czy prawda może wszystko zmienić?

Tego wieczoru, kiedy Marta wyznała mi wszystko, siedzieliśmy razem na podłodze, płacząc. Poczułem, że przez te wszystkie lata jej nie rozumiałem, a ona cierpiała w samotności, nie potrafiąc mi tego wyjaśnić. Nasze małżeństwo zawisło na włosku, ale teraz wiem, że to nie nienawiść do dzieci była problemem. To przeszłość, której Marta nie potrafiła się pozbyć, rządziła jej emocjami.

Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, jak bardzo ją kocham i jak trudno musiało jej być przez te wszystkie lata. Przepraszała mnie za swoje zachowanie, ale to ja powinienem był przeprosić ją – za to, że nie dostrzegłem wcześniej, jak wielki ciężar dźwiga na swoich barkach.

Co myślicie o tej historii? Jak byście postąpili w takiej sytuacji? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!