Mąż porzucił mnie i dzieci, wyczyścił konto, zostawił z długami. A na rozprawie rozwodowej wyglądał jak młody Bóg

Z dnia na dzień zniknął, zostawiając mnie z dziećmi i długami. Andrzej opuścił nas bez słowa, czyszcząc nasze wspólne konto, jakby nigdy nie istniał. Na rozprawie rozwodowej pojawił się w świetnej formie – opalony, w markowych ciuchach, jakby życie go nie dotknęło. Patrzyłam na niego z bólem w sercu, nie mogąc zrozumieć, jak ktoś, kto był mężem i ojcem, mógłby tak po prostu zniknąć.

Zniknięcie

Wszystko zaczęło się tego dnia, gdy wróciłam do pracy po długiej przerwie. Kiedy otworzyłam szafę, zobaczyłam puste wieszaki po stronie Andrzeja. Laptopa i notesu na biurku również nie było. Dopiero po chwili zaczęło do mnie docierać, co się stało. Zniknął, zostawiając nas w pustym mieszkaniu, bez środków do życia. Jeszcze tego samego dnia zadzwonili do mnie z banku – nasza rata kredytu nie została zapłacona, a konto było wyczyszczone.

Zmagania

Nie chciałam od razu mówić dzieciom, co się stało. Jaś, nasz młodszy syn, wszedł do sypialni z nadzieją, że tata wrócił. Nie chciałam, żeby zobaczył pustą szafę, więc szybko ją zamknęłam.

– Tatuś jest w delegacji, kochanie. Wracaj do łóżka.

Kiedy dzieci zasnęły, położyłam się sama i płakałam do rana, wiedząc, że zostałam porzucona. Nagle całe nasze życie się rozpadło, a ja musiałam odnaleźć w sobie siłę, by stawić temu czoła.

Życie przed tragedią

Byliśmy razem z Andrzejem przez dwanaście lat. Po trzech latach znajomości wzięliśmy ślub – byłam wtedy w ciąży z naszą córką, Olą. Andrzej namówił mnie, bym została z nią w domu.

– Twoja pensja ledwo pokryje koszty niani, to nie ma sensu – tłumaczył.

Kiedy w końcu byłam gotowa wrócić do pracy, okazało się, że jestem w drugiej ciąży. Nasze życie toczyło się spokojnie, choć z biegiem lat zaczęliśmy coraz bardziej się oddalać. Andrzej tłumaczył swoje częste wyjazdy awansem i nowymi obowiązkami zawodowymi. A ja wierzyłam, że to tylko tymczasowe.

Porzucenie

Zniknął w dniu, w którym wróciłam do pracy. Początkowo wmawiałam sobie, że coś się stało, ale ubrania zniknęły, a konto było puste. Policja i szpitale niczego nie wykazały, a jego pracodawca poinformował mnie, że Andrzej złożył wymówienie dzień przed swoim zniknięciem. Wszystko zaczynało się układać w jedną całość – porzucił nas.

Walka o przetrwanie

Przez kolejne dni czekałam na jakąkolwiek wiadomość. Dzieci pytały o ojca, a ja nie potrafiłam im powiedzieć prawdy. Dopiero gdy Ola wymusiła na mnie odpowiedź, powiedziałam im, że nie wiem, gdzie jest ich tata i czy kiedykolwiek wróci.

Finanse w ruinie

Miesiąc po zniknięciu Andrzeja zadzwonili z banku. Nasza rata kredytu nie została zapłacona, a ja nie miałam z czego jej uregulować. Byłam zrozpaczona. Poszłam do banku, gdzie dowiedziałam się, że nasze konto zostało całkowicie wyczyszczone. Musiałam powiedzieć prawdę mojej mamie. Z początku wstydziłam się tego, że miała rację co do Andrzeja. Ale kiedy zobaczyłam, że jest gotowa mi pomóc, odetchnęłam z ulgą.

Mama dała mi pieniądze, a ja zaczęłam udzielać korepetycji, by jakoś przetrwać kolejne miesiące. Dzięki jej wsparciu zdołałam utrzymać naszą rodzinę przez kolejny rok.

Andrzej się odezwał

Po dwóch latach otrzymałam SMS od Andrzeja: „Nie próbuj nasyłać na mnie komorników. Nic nie wskóracie”. To wszystko. Numer, z którego wiadomość została wysłana, od razu został dezaktywowany. Zrozumiałam, że nie ma zamiaru się z nami kontaktować ani dbać o dzieci.

Byłam na skraju załamania, ale dzięki mamie udało nam się przetrwać. Sprzedała swój dom, by spłacić nasz kredyt, choć wiem, jak trudna była to dla niej decyzja. Dzięki temu zaczęłam na nowo normalnie żyć. Ale wtedy Andrzej niespodziewanie się pojawił.

Zdrada i rozwód

Andrzej odezwał się, gdy dowiedział się, że spłaciłam kredyt. Chciał podziału majątku albo sprzedaży mieszkania. Byłam zrozpaczona, ale nie mogłam pozwolić, żeby to on kontrolował moje życie. Z pomocą detektywa dowiedziałam się, że Andrzej żyje z nową kobietą, Luizą, która była w zaawansowanej ciąży.

To on chciał rozwodu, by z nią wziąć ślub. Przestał się interesować nami, choć obiecał płacić alimenty. Na rozprawie rozwodowej pojawił się opalony, zadbany i wyglądał jak młody Bóg. Patrzyłam na niego i zastanawiałam się, jak mogłam się tak pomylić.

Niezwykła propozycja

Tydzień po rozwodzie odebrałam telefon. To była Luiza, narzeczona Andrzeja. Zapytała, czy nasze dzieci mogłyby uczestniczyć w ich ślubie – Janek miałby nieść obrączki. Zatkało mnie. Po chwili ciszy odpowiedziałam jej zimno:

– Jak pani to sobie wyobraża? Że moje dzieci, które nie widziały ojca od trzech lat, pojawią się na jego ślubie? Nie zrobię tego. Życzę pani szczęścia i mam nadzieję, że nie popełni pani tego samego błędu, co ja.

Co sądzicie o tej historii? Czy uważacie, że bohaterka podjęła właściwe decyzje? Jak zareagowalibyście na propozycję Luizy? Czy w takich sytuacjach warto trzymać się zasad, czy może warto działać inaczej?  Dajcie znać w komentarzach!