Przyszła do mnie z propozycją nie do odrzucenia… ale nie spodziewała się mojej odpowiedzi
Kiedy weszła do mojego mieszkania, wiedziałam, że coś jest nie tak. Uśmiechała się uprzejmie, ale w jej oczach dostrzegłam chłodną kalkulację. Kiedy zaczęła mówić o mojej przyszłości, poczułam, że to nie jest tylko propozycja pomocy…
Jej oferta wydawała się jasna – oddam mieszkanie, a ona zaopiekuje się mną na starość. Brzmiało to zbyt dobrze, by było prawdziwe. Ale im dłużej mówiła, tym bardziej zrozumiałam, że tu chodzi o coś więcej…
Wizyta z zaskoczeniem
Wszystko zaczęło się pewnego chłodnego wieczoru, kiedy przyszła do mojego mieszkania, trzymając w rękach bukiet kwiatów. Marta – moja siostrzenica, zawsze miła i uprzejma, przyszła bez zapowiedzi. „Ciociu, jak się czujesz?” – zaczęła od niewinnych pytań, ale szybko zauważyłam, że nie przyszła tylko po to, by mnie odwiedzić. Była dziwnie spięta, jakby coś ukrywała. Poczułam, że za chwilę wyjawi mi coś, czego nie spodziewałam się usłyszeć.
Usiadła naprzeciwko mnie, odłożyła kwiaty na stół i spojrzała mi prosto w oczy. „Ciociu, musimy porozmawiać” – zaczęła tonem, który nie wróżył nic dobrego. Wzięłam głęboki oddech, czując, że czeka mnie coś nieprzyjemnego.
Propozycja nie do odrzucenia?
„Mam propozycję” – powiedziała Marta, wyciągając ze swojej torebki dokumenty. „Chcę ci pomóc. Zawsze byłaś dla mnie jak druga matka, dlatego chcę, żebyś nie martwiła się o swoją starość”. Brzmiało to jak wstęp do czegoś, co miało mi poprawić nastrój, ale intuicja podpowiadała mi, że to tylko piękne słowa, za którymi kryje się coś więcej.
„Zrobię wszystko, żebyś czuła się bezpieczna” – kontynuowała. „Zajmę się tobą, będę odwiedzać, dbać o wszystko… Ale w zamian chciałabym, żebyś przekazała mi mieszkanie. Teraz, żebyśmy nie musieli później martwić się o sprawy majątkowe”. Moje serce zabiło mocniej. Czy to był ten moment, kiedy ktoś z rodziny próbował mnie oszukać? Czy naprawdę wierzyła, że tak łatwo oddam coś, na co pracowałam całe życie?
Trudna rozmowa
Oparłam się wygodniej na fotelu i spojrzałam na Martę z mieszaniną smutku i złości. „Chcesz, żebym oddała ci mieszkanie, a w zamian dostanę opiekę?” – zapytałam, starając się zachować spokój. Marta skinęła głową. „To takie proste, ciociu. Myślałam, że to najlepsze rozwiązanie. Przecież nie masz dzieci, które mogłyby się tobą zająć”.
Słowa te zabolały mnie bardziej, niż przypuszczałam. „Nie mam dzieci, to prawda. Ale czy myślisz, że to daje ci prawo do decydowania o moim majątku?” – zapytałam z goryczą w głosie. Marta zaczęła coś tłumaczyć, ale przestałam słuchać. Jej propozycja była zbyt śmiała, a sposób, w jaki próbowała ją sprzedać – zbyt bezczelny. Miałam już dość.
Intryga
Marta widziała, że nie jest mi łatwo przyjąć tę propozycję, więc zaczęła używać bardziej przekonywujących argumentów. „Ciociu, to nie tak, że cię oszukuję. Po prostu chcę, żeby wszystko było jasne. A jakbyś nie mogła dłużej się sobą zajmować? Ja jestem jedyną osobą, która ci pomoże. Inni mają swoje życie, swoje sprawy…”
Nie mogłam w to uwierzyć. Czy to naprawdę Marta? Dziewczyna, którą znałam od dzieciństwa, próbowała mnie szantażować? „Dlaczego tak ci zależy na tym mieszkaniu?” – spytałam wprost. Marta zamilkła na chwilę. „To nie chodzi o mnie” – powiedziała cicho. „Po prostu… Ja i mój narzeczony… mamy problemy finansowe. To mieszkanie mogłoby nam pomóc w startowaniu w życie”.
Zaskoczenie przeszło w gniew. „Czyli chodzi tylko o pieniądze?!” – wykrzyknęłam. Marta unikała mojego wzroku, ale jej milczenie mówiło samo za siebie. Nagle wszystkie jej wcześniejsze słowa o trosce i opiece wydały się puste i fałszywe.
Ostatnie słowo
„Nie” – powiedziałam stanowczo. „Nie oddam ci mieszkania. Jeśli masz problemy, porozmawiamy o innych rozwiązaniach, ale to nie jest sposób. Nie mogę ci zaufać, skoro już teraz próbujesz mnie oszukać”. Marta próbowała jeszcze przekonać mnie, że wszystko robiła w dobrej wierze, ale ja już podjęłam decyzję.
Po kilku minutach wyszła, zraniona i rozczarowana, a ja zostałam sama z myślami. Czy ktoś jeszcze próbowałby mnie tak wykorzystać? Czy to był tylko początek?
Cała prawda wychodzi na jaw
Kilka dni później dowiedziałam się od sąsiadki, że Marta planowała sprzedać moje mieszkanie zaraz po tym, jak je dostanie. Okazało się, że jej narzeczony miał spore długi, a mieszkanie było częścią planu na szybkie wyjście z kłopotów finansowych. Nie chodziło więc o moją starość ani o pomoc – to był czysty interes. Czułam ulgę, że nie dałam się nabrać, ale jednocześnie smutek, że ktoś z mojej rodziny byłby zdolny do takiego podstępu.