Pan Kazimierz zawsze pomagał sąsiadom, choć sam miał niewiele – aż pewnego dnia to sąsiedzi zaskoczyli go czymś, co wzruszyło go do łez…
Pan Kazimierz był dobrze znany w swojej okolicy. Choć ledwo wiązał koniec z końcem, zawsze znajdował czas, by pomagać innym. A to przyniesie zakupy starszej pani z trzeciego piętra, a to naprawi rower dzieciakom z bloku obok. Nigdy nie oczekiwał nic w zamian, robił to z czystej dobroci serca.
Sam mieszkał w starej kamienicy, w małym, skromnym mieszkaniu. Miał swoje lata, a renta ledwo wystarczała na opłaty. Sąsiedzi wiedzieli, że Kazimierz nie ma łatwo, ale nigdy się nie skarżył. Był pogodnym człowiekiem, który cieszył się z każdej drobnostki, jakby był to największy dar losu. Pewnego dnia jednak wszystko się zmieniło…
Cichy plan sąsiadów
Sąsiadów zaczęło niepokoić, że pan Kazimierz coraz rzadziej wychodzi z domu. Zawsze energiczny i pełen życia, teraz wydawał się nieco przygaszony. Jedna z sąsiadek, pani Halina, postanowiła zapytać go, co się dzieje.
– Dzień dobry, panie Kazimierzu. Coś pana ostatnio mało widać, wszystko w porządku? – zagadnęła go, podając mu słoik domowego dżemu.
Kazimierz uśmiechnął się słabo, ale coś w jego oczach zdradzało, że coś jest nie tak.
– Ach, pani Halino, nie ma co narzekać. Zmęczony trochę jestem, wie pani, lata lecą – odpowiedział, próbując zbagatelizować sprawę.
Pani Halina jednak nie dawała się zwieść. Wiedziała, że starszy sąsiad nigdy nie skarżył się na swoje zdrowie, a teraz, kiedy tak nagle zamilkł i zamknął się w domu, coś musiało być na rzeczy. Postanowiła, że nie zostawi tego tak. Zwołała kilka osób z bloku, by wspólnie obmyślili plan. Chcieli jakoś wesprzeć Kazimierza, ale nie chcieli, żeby poczuł się jak obciążenie. Zaczęli więc działać po cichu, dyskretnie.
Niezwykła niespodzianka
Minęły dni, a pan Kazimierz coraz rzadziej pojawiał się w okolicy. Miał wrażenie, że nawet jego sąsiedzi zaczęli go unikać. Poczuł się samotny i opuszczony, choć przecież zawsze był dla nich, gdy potrzebowali pomocy. Nikt jednak nie wiedział, że Kazimierz czuł się coraz słabszy i nie stać go było nawet na leki, które lekarz przepisał mu kilka tygodni temu.
Aż pewnego dnia wydarzyło się coś, czego absolutnie się nie spodziewał.
Gdy wieczorem wracał ze sklepu, zaskoczył go widok ludzi zbierających się przed jego drzwiami. Byli to jego sąsiedzi, ale coś było nie tak – trzymali w rękach kolorowe pudełka, torby pełne jedzenia, a nawet kwiaty. Zanim zdążył zareagować, pani Halina wyszła z grupy i powiedziała:
– Panie Kazimierzu, przez te lata tyle pan dla nas zrobił, a teraz przyszedł czas, byśmy to my się odwdzięczyli.
Kazimierz stanął jak wryty.
– Co wy mówicie? Ja przecież nic nie potrzebuję…
Nie zdążył dokończyć, bo ktoś wręczył mu kopertę, a ktoś inny postawił przed nim nową, wygodną parę butów, o których marzył od miesięcy, ale zawsze uznawał, że to „nie na jego kieszeń”.
– To dla pana – dodała sąsiadka z parteru, wręczając mu paczkę leków. – Wiemy, że pan sobie nie kupił, bo zabrakło pieniędzy.
Kazimierz próbował powstrzymać łzy, ale nie dał rady. – Skąd wy to wszystko wiecie?
– Po prostu jesteśmy sąsiadami – odpowiedziała pani Halina z uśmiechem. – A pan zawsze był dla nas jak anioł. Teraz to nasza kolej, by pomóc.
Łzy wdzięczności
Łzy zaczęły spływać po policzkach pana Kazimierza. Nigdy w życiu nie czuł się tak wzruszony. Całe życie pomagał innym, nie licząc na nic w zamian, a teraz, kiedy sam potrzebował pomocy, sąsiedzi stanęli na wysokości zadania.
– Nie wiem, co powiedzieć… – szepnął, kręcąc głową. – Nie zasłużyłem na to.
– Oczywiście, że zasłużył pan, Kazimierzu – odpowiedziała sąsiadka. – Więcej niż pan myśli.
Czy sąsiedzka pomoc pana Kazimierza zasłużyła na taką odpowiedź? A może to, co zrobili dla niego sąsiedzi, jest przykładem, że dobro zawsze wraca? Dajcie znać, co o tym myślicie i jak byście postąpili w podobnej sytuacji, w komentarzach na naszym Facebooku!