Marzyliśmy o ślubie kościelnym, ale ksiądz z nas zakpił. Najedliśmy się wstydu na naukach przedmałżeńskich
Gdy postanowiliśmy wziąć ślub, kościelny ceremoniał wydał nam się jedynym słusznym wyborem. Oboje wychowani w duchu tradycji, byliśmy pewni, że będzie to piękne i uroczyste wydarzenie. Planowaliśmy wszystko z największą dokładnością – od kwiatów po zaproszenia. Jedyną rzeczą, której się obawialiśmy, były… nauki przedmałżeńskie. Kto by się spodziewał, że właśnie tam zostaniemy wystawieni na próbę?
W kościele, gdzie ksiądz robił, co chciał
Już na pierwszym spotkaniu coś nam nie pasowało. Ksiądz wyglądał jakby się nudził, a jego kazanie przypominało raczej monolog o tym, jak to współczesna młodzież nie ma szacunku do sakramentów. Nie słuchaliśmy wszystkiego, ale w pewnym momencie ksiądz zwrócił się bezpośrednio do nas:
– To wy chcecie ślub? – zapytał, przerywając nagle swoje wywody.
– Tak – odpowiedziałam, zerkając niepewnie na mojego narzeczonego.
Ksiądz spojrzał na nas z politowaniem.
– I myślicie, że wiecie, co to znaczy? – jego ton był zimny, a w powietrzu czuło się ironiczny dystans.
Nie wiedzieliśmy, co odpowiedzieć. Uczucie wstydu zaczęło narastać. Czułam, jak moje policzki robią się czerwone. Dlaczego nas tak traktował? Czy nie przystąpiliśmy do tych nauk, by właśnie dowiedzieć się więcej? Ksiądz kontynuował swoją tyradę, a my byliśmy coraz bardziej zdenerwowani.
„Bo wy pewnie nie wiecie, co to małżeństwo”
Każde kolejne spotkanie stawało się coraz większą męką. Ksiądz nie przestawał ironizować na nasz temat. Pewnego razu postanowił nam „wyjaśnić”, jak wygląda życie małżeńskie:
– Nie wytrzymacie ze sobą dłużej niż rok – stwierdził, patrząc nam prosto w oczy. – Dzisiejsze małżeństwa to parodia tego, czym było małżeństwo kiedyś.
– Z całym szacunkiem – mój narzeczony, który zazwyczaj unikał konfrontacji, nie wytrzymał. – Ale po co w ogóle mamy brać ślub w takim razie?
Ksiądz zmrużył oczy, jakby nasz ślub nie był warty najmniejszego wysiłku.
– Zadajesz złe pytania, młody człowieku – odpowiedział powoli. – Może nie jesteście gotowi na ten krok.
Byliśmy wściekli. To miało być nasze przygotowanie do ślubu, a zamiast tego czuliśmy się atakowani i poniżani.
Finał pełen zaskoczeń
Ostatnie spotkanie z księdzem było decydujące. Miał sprawdzić nasze zaangażowanie i odpowiedzieć na ostatnie pytania. My natomiast byliśmy gotowi na najgorsze.
– Więc zdecydowaliście, że chcecie się pobrać – powiedział ksiądz, ledwo zauważalnie kiwając głową. – Ale pamiętajcie, że Kościół nie jest dla każdego.
To zdanie spadło na nas jak grom z jasnego nieba. Czy to miała być próba, czy po prostu kpina?
– Chce pan powiedzieć, że może lepiej, żebyśmy tego nie robili? – zapytałam, chcąc raz na zawsze zakończyć te upokorzenia.
Ksiądz spojrzał na nas z uśmiechem, którego znaczenia nie mogliśmy odczytać.
– Decyzja należy do was, ale pamiętajcie, że sakrament to nie żart. Zastanówcie się dobrze, czy wiecie, co robicie.
Nie mogliśmy uwierzyć, że tak wyglądały nasze „nauki przedmałżeńskie”. Wyszliśmy z kościoła, czując ulgę, że to już koniec, ale wciąż pełni niepewności. Czy tak miało wyglądać przygotowanie do jednej z najważniejszych chwil w naszym życiu?