Syn mojej partnerki za mną nie przepadał. A ona wciąż wymyślała nam wspólne zajęcia. Nie miałem wyjścia, okłamałem ją….

Kiedy zaczynałem związek z Martą, wiedziałem, że nie będzie łatwo. Miała syna, Piotrka, który miał wtedy 12 lat i, delikatnie mówiąc, nie byłem jego ulubioną osobą. Z początku myślałem, że to kwestia czasu, że w końcu się do mnie przekona, ale im więcej czasu spędzałem z nimi, tym bardziej widziałem, że on zwyczajnie mnie nie akceptuje.

Marta była zakochana, chciała, żebyśmy byli rodziną. Ciągle organizowała nam wspólne wyjścia, wycieczki i zajęcia, przekonana, że w ten sposób zbliżymy się do siebie. Wymyślała wszystko, od wypraw rowerowych po wieczory gier planszowych. Brzmiało to fajnie, ale w rzeczywistości te chwile były dla mnie męką. Piotrek zachowywał się tak, jakbyśmy byli wrogami, a każda moja próba nawiązania kontaktu kończyła się porażką.

Napięta atmosfera

Wszystko, co robiłem, było dla Piotrka irytujące. Kiedy proponowałem wspólne zajęcia, odpowiadał zimnym spojrzeniem. Gdy pytałem go o szkołę, zbywał mnie półsłówkami. Nawet na wspólnych obiadach ledwo patrzył w moją stronę, a kiedy Marta nie widziała, potrafił rzucić jakiś złośliwy komentarz. Czułem, że cokolwiek bym zrobił, nie uda mi się zdobyć jego sympatii.

Marta jednak nie zauważała tego napięcia. Wydawało jej się, że im więcej czasu spędzimy razem, tym lepiej dla nas wszystkich. Kiedy widziała, że coś nie idzie po jej myśli, wymyślała kolejne wspólne aktywności, przekonana, że „w końcu się dotrzemy”. Ale ja już byłem zmęczony ciągłym udawaniem, że wszystko jest w porządku.

Kłamstwo w obronie spokoju

Pewnego dnia Marta zaproponowała, żebyśmy pojechali na cały weekend na biwak. Ona, Piotrek i ja – w środku lasu, bez internetu i z jakąś nadzieją, że to nas do siebie zbliży. Kiedy to zaproponowała, poczułem, że dłużej tego nie wytrzymam. Piotrek mnie nie akceptował, a ja nie mogłem spędzić kolejnych dwóch dni, udając, że wszystko jest dobrze.

Zrobiłem to, co wydawało mi się wtedy jedynym wyjściem – okłamałem ją. Powiedziałem, że mam pilne sprawy w pracy, że niestety muszę zrezygnować z tego wyjazdu. Marta była rozczarowana, ale nie miała wyboru, musiała to zaakceptować. Czułem ulgę, ale jednocześnie wiedziałem, że to tylko tymczasowe rozwiązanie.

Niespodziewane konsekwencje

Myślałem, że moje kłamstwo zakończy temat, ale to, co wydarzyło się potem, zaskoczyło mnie bardziej, niż mogłem się spodziewać. Marta wyjechała z Piotrkiem na biwak bez mnie. Kiedy wrócili, Piotrek zachowywał się zupełnie inaczej. Nie był już tak niechętny, nie rzucał złośliwych komentarzy, a nawet zaczął ze mną rozmawiać. Zdziwiłem się, ale nie miałem pojęcia, co mogło spowodować tę zmianę.

Kilka dni później Marta wyznała mi, że podczas biwaku Piotrek przyznał, że nie podobało mu się to, jak ciągle próbuje nas zmuszać do wspólnego spędzania czasu. Okazało się, że czuł presję i że potrzebował przestrzeni, żeby sam z siebie mnie zaakceptować. To właśnie mój brak na tym wyjeździe sprawił, że mógł przemyśleć wszystko i sam zdecydować, jak chce budować relację.

Prawda wychodzi na jaw

Chociaż kłamstwo uratowało mnie przed wyjazdem, musiałem w końcu przyznać Marcie, że zmyśliłem wymówkę z pracą. Nie była zachwycona, ale rozumiała moje intencje. W końcu zrozumieliśmy oboje, że wymuszone działania nigdy nie przyniosą pozytywnych efektów.

Piotrek, mając więcej przestrzeni, powoli zaczął mnie akceptować. Z czasem nasza relacja poprawiła się na tyle, że teraz potrafimy spędzać razem czas bez napięcia.

A wy, co byście zrobili?

Czy kiedykolwiek musieliście okłamać kogoś bliskiego, by uniknąć trudnej sytuacji? Jak zareagowalibyście na ciągłą presję wspólnego spędzania czasu z kimś, kto was nie akceptuje? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku, jak postąpilibyście w mojej sytuacji!