Synowa podrzucała nam wnuki jak kukułcze jaja. Nieważne, że żona była zmęczona. Smarkula miała nas za darmowe niańki….

 

Zawsze cieszyłem się, że mamy wnuki. Małe dzieci to radość, a czas z nimi bywa bezcenny. Ale w pewnym momencie coś się zmieniło. Nasza synowa, Marta, zaczęła podrzucać nam dzieci niemal codziennie. Na początku myśleliśmy, że to chwilowa potrzeba, może problemy w pracy, ale szybko okazało się, że to stała praktyka.

„Zostawię ich na chwilę” – i znikała na pół dnia

Zaczynało się niewinnie. Marta dzwoniła na ostatnią chwilę:

– Możecie wziąć małych na godzinę? Mam coś ważnego do załatwienia – mówiła słodkim głosem.

Myśleliśmy, że to faktycznie drobiazg. Godzina, może dwie. Ale ta „chwila” zawsze przedłużała się do kilku godzin, czasem nawet pół dnia. Żona była wykończona, bo choć kochała wnuki, opieka nad nimi wymagała sił, których coraz bardziej jej brakowało.

– Może powinnaś z nią porozmawiać? – sugerowałem, widząc, jak żona z ledwością wstaje rano po kolejnej nocy spędzonej na zabawianiu maluchów.

– Spróbuję – odpowiedziała, ale jej oczy mówiły, że raczej nie zrobi tego zbyt stanowczo.

Kiedy smarkula nie słucha

Marta nie miała oporów przed kolejnymi niespodziewanymi wizytami. Zjawiała się bez zapowiedzi, czasem z dziećmi już w progu, jakby nie było innej opcji. Żona raz, drugi próbowała delikatnie zasugerować, że to dla nas spore obciążenie.

– Wiesz, jesteśmy już starsi… Nie mamy tyle siły, co kiedyś… – zaczęła nieśmiało podczas jednego z takich spotkań.

– Ale przecież uwielbiacie dzieciaki! – odpowiedziała Marta z lekkim uśmiechem, kompletnie ignorując sedno problemu.

Jakby nasze zmęczenie nie miało znaczenia. Jej wygoda była na pierwszym miejscu.

W końcu nie wytrzymałem

Pewnego dnia, kiedy Marta znów podrzuciła nam dzieci bez ostrzeżenia, a żona ledwo trzymała się na nogach po całym tygodniu opieki, coś we mnie pękło. Gdy Marta wróciła po kilku godzinach, by zabrać dzieci, nie mogłem już milczeć.

– Czy ty zdajesz sobie sprawę, co robisz? – zapytałem z surowym tonem.

– O czym mówisz? – odpowiedziała z udawanym zaskoczeniem.

– O tym, że traktujesz nas jak darmowe niańki. Twoja matka jest wykończona. Myślisz, że jesteśmy na twoje zawołanie?

Marta spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem, jakby nie miała pojęcia, o czym mówię. To mnie tylko bardziej rozwścieczyło.

– To nie fair. Nie możemy codziennie zajmować się dziećmi. Jesteśmy za starzy na to – dodałem, nie chcąc, by sytuacja wymknęła się spod kontroli.

Marta westchnęła, jakby to wszystko było wielkim nieporozumieniem.

– Dobra, zrozumiałam. Ale naprawdę myślałam, że lubicie spędzać czas z wnukami – odparła chłodno.

Czy to był koniec problemu?

Na chwilę zrobiło się spokojniej. Marta przestała podrzucać dzieci tak często, ale nadal nie mogłem pozbyć się wrażenia, że czeka tylko na odpowiedni moment, by znów wrócić do starych nawyków. W głębi duszy wiedziałem, że ten problem nie zniknie tak łatwo.

A Wy? Jak byście postąpili na naszym miejscu? Czy mielibyście odwagę postawić sprawę jasno, czy może poszlibyście inną drogą? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku, co myślicie o tej sytuacji!