Koleżanka zaprosiła mnie na swoje urodziny do restauracji: „Zamawiajcie co chcecie, ale każdy płaci za siebie”
Kiedy dostałam zaproszenie od koleżanki na jej urodziny w restauracji, od razu się ucieszyłam. Świętowanie w gronie znajomych, dobre jedzenie, miła atmosfera — brzmi jak idealny plan na wieczór, prawda? Jednak kiedy przeczytałam dokładnie wiadomość, coś zwróciło moją uwagę. „Zamawiajcie, co chcecie, ale każdy płaci za siebie.”
Zatrzymałam się na chwilę. To nie było coś, czego się spodziewałam. Zwykle na urodzinach gospodarz częstuje gości, ale tym razem zasady były inne. Właściwie nie było to aż tak szokujące, ale wywołało pewien dyskomfort. Czy to normalne, że na czyichś urodzinach każdy płaci za siebie? Czy może to tylko znak czasów, w których żyjemy?
Czy to kwestia wygody czy niezręczności?
Nie powiem, że sam pomysł był zły. W końcu restauracje potrafią być drogie, a wyprawienie imprezy dla większej grupy może naprawdę nadszarpnąć budżet. Jednak forma przekazu miała w sobie coś, co sprawiło, że poczułam się… dziwnie. Czy to oznaczało, że moja koleżanka nie ma ochoty ponosić kosztów swojej imprezy? A może po prostu chciała spędzić czas z nami, nie narażając się na zbyt duże wydatki?
Z jednej strony — każdy płaci za siebie, co sprawia, że nie ma ryzyka nadmiernego obciążenia finansowego dla gospodarza. Z drugiej strony — czy nie tracimy przez to trochę ducha uroczystości, gdzie to solenizant cieszy się z obecności gości, a my oddajemy to w formie prezentów i towarzystwa?
Wieczór pełen refleksji
Na imprezie atmosfera była naprawdę sympatyczna, ale co jakiś czas pojawiały się drobne momenty niepewności. Kiedy przyszedł czas zamawiania, niektórzy zaczęli kalkulować swoje wybory, a inni, co bardziej śmiali, zamawiali bez zastanowienia. W końcu, przecież „każdy płaci za siebie”, więc czemu nie pozwolić sobie na coś droższego?
Kiedy przyniesiono rachunek, zaczęła się istna matematyczna gimnastyka. Kto zamówił to, kto tamto, jak podzielić rachunek, żeby było sprawiedliwie. Zdecydowanie zabrakło tu spontaniczności i tej beztroskiej radości, którą zwykle odczuwa się na urodzinach. Nie była to kłótnia, ale pewna niezręczność wisiała w powietrzu.
Czy tak powinno wyglądać świętowanie?
Po tym wieczorze długo zastanawiałam się, jak podejść do takich sytuacji. Czy to kwestia, do której trzeba się po prostu przyzwyczaić? A może powinniśmy wypracować inny sposób na organizację takich spotkań? Może wspólne zrzutki przed imprezą, żeby nikt nie czuł się zobowiązany płacić za siebie w trakcie?
Co myślicie o takim podejściu do urodzin w restauracji? Czy zgodzilibyście się na takie zaproszenie? A może sami wolelibyście zapłacić za swoich gości? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!